Bytomski Kalide-Block w 1945 r. stał się „dzielnicą odosobnienia” dla ludności niemieckiej przeznaczonej do wysiedlenia do Niemiec. Założono tu obóz dla ludności Bytomia zweryfikowanej jako niemiecką i przeznaczonej do wysiedlenia do Niemiec. Pod adresem Fałata 10 funkcjonowała komendantura tego obozu.
Ustawa z dnia 6 maja 1945 r. „o wyłączeniu ze społeczeństwa polskiego wrogich elementów” mówiła, że ludzie z II, III i IV grupą Volkslisty mieli nieco uproszczoną procedurę rehabilitacyjną. Dotyczyło to tylko Śląska i w części Pomorza. Tam do rehabilitacji wystarczyła decyzja starosty grodzkiego (powiatowego). W dniu 18 czerwca 1945 r. wojewoda śląsko-dąbrowski gen. Aleksander Zawadzki wydał poufne zarządzenie nr 88 w sprawie spolonizowania Opolszczyzny, gdzie dokładnie było określone, kogo i za co starości powiatowi mają umieszczać w obozach. Tak więc znaczna część obozów powstała na podstawie zarządzeń i innych decyzji władz szczebla wojewódzkiego (wojewodów), a także prezydentów miasta i starostów powiatowych, w tym prezydenta Bytomia Piotra Miętkiewicza i bytomskiego starosty powiatowego (grodzkiego), którym co najmniej od marca 1945 r. był dr Paweł Nantka-Namirski. Uznano również, że osobami przeznaczonymi do wysiedlenia powinni być również ci, którzy po 1932 r. jako optanci znaleźli się na terenie państwa niemieckiego, jak również osoby należące do organizacji dywersyjnej „Freikorps”. Markowski podkreślał, że tylko Komisja Weryfikacyjna ma prawo uznać osobę za przeznaczoną do wysiedlenia. Zwracał również uwagę na fakt, że wszyscy członkowie komisji wysiedleńczej powinni przedstawić swoje życiorysy, żeby nie było wątpliwości co do ich uczciwych intencji. Ustalono, że siedzibą bytomskiego Sztabu Kierowniczego do akcji wysiedlania Niemców będzie siedziba Starostwa Grodzkiego w gmachu Zarządu Miejskiego w Bytomiu, pokój nr 17. Oczywiście chodzi o obecny budynek Urzędu Miejskiego. Kierownikiem sztabu został dr Brudniak.
Jako miejsca przetrzymywania ludności przewidzianej do przesiedlenia używano dawnych obozów niemieckich dla robotników przymusowych czy też podobozów dla więźniów obozów koncentracyjnych, ale tworzono też nowe. Na terenie Górnego Śląska było ich około setki. O wielu z nich do dnia dzisiejszego niewiele wiadomo. Powstały dlatego, że do tak wielkiej akcji przesiedleńczej trzeba było zaangażować ogromne środki (głównie transportowe), tak też obozy dla „przesiedleńców” były swego rodzaju „poczekalnią” przed przymusowym wyjazdem na zachód. Rolę takiego obozu pełnił w Bytomiu Kalide-Block.
W swojej książce „Dzieje Bytomia 1945-1990” prof. J. Drabina podaje, że Kalide-Block stał się w 1945 r. straszliwym miejscem, które można uznać za swoiste getto stworzone przez pierwszego powojennego prezydenta Bytomia Piotra Miętkiewicza i starostę powiatowego dr-a dr Pawła Nantkę-Namirskiego. Faktycznie tak było. Na podstawie decyzji Miętkiewicza zgromadzono tam ok. 320 osób. Zazwyczaj były to kobiety i dzieci – jeszcze niezweryfikowani Niemcy. Dopóki tam przebywali, byli wysyłani do bezpłatnych robót. Miętkiewicz chciał ich ostatecznie wysiedlić z Bytomia i pewnie tak się stało. Zazwyczaj były to kobiety. Ich mężowie w większości zginęli na wojnie bądź przebywali w alianckich bądź sowieckich obozach jenieckich. Wspominano, że przebywające tam kobiety były bite i poniżane, a nie raz gwałcone.
W aktach znajdujących się w Archiwum Państwowym w Katowicach znajduje się dokument z kontroli tego obozu dokonanej w grudniu 1945 r. przez dr-a Kazimierza Skulicza. Podano dokładną lokalizację obozu jako Fałata 10. Zaznaczono tam, że w dniu 4 października 1945 r. wywieziono stąd do Niemiec 88 osób, w dniu 8 października 185 osób, a w dniu 21 października 231 osób. W listopadzie 1945 r. przebywało tam 166 mężczyzn i 298 kobiet. Obóz był w pełni samowystarczalny, gdyż utrzymywał się z dochodów z pracy przebywających tam osób, które były zatrudnione w kopalni „Centrum” bądź u innych pracodawców. Często wykorzystywano ich do różnych prac w mieście. Obozem zarządzał Zarząd Miejski w Bytomiu, a jego komendantem był Jan Zebrowski (Żebrowski). Podczas wizytacji tego obozu okazało się, że wiele przebywających tam osób doskonale mówi po polsku. Wśród nich byli tacy, którzy zostali zatrzymani na ulicy i z powodu braku dokumentów skierowani do tego obozu. Kontrolerzy uznali, że konieczna jest szybka akcja weryfikacyjna ludzi z tego obozu. W tym celu powołano specjalną Komisję Weryfikacyjną. Prawdopodobnie w grudniu 1945 r. w tym obozie ciągle jeszcze przebywało 281 osób. Podobno przebywający tam ludzie mieli pełną swobodę poruszania się po mieście, gdyż pracowali w różnych miejscach.
W sprawozdaniu z działania bytomskich Komisji Weryfikacyjnych z marca 1946 r. wskazano, że jeszcze w marcu tego roku miała się rozpocząć akcja wysiedlania Niemców z powiatu bytomskiego, a lista osób przeznaczonych do wysiedlenia była już na ukończeniu. Pewnie wiele z nich przebywało w dzielnicy odosobnienia na Fałata 10. Dlatego powołano miejskie Komisje Wysiedleńcze, które miały dopilnować wykonania tego zadania. Takie komisje powstały w Mikulczycach, Miechowicach, Stolarzowicach i na Bobrku. Do składu wszystkich komisji dodano po jednym przedstawicielu Zabrskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego, co zapewne miało związek z ogromnym zapotrzebowaniem na wykwalifikowanych pracowników górniczych, których pomimo niemieckiego pochodzenia starano się zatrzymać na miejscu.
W dniach 23 i 24 stycznia 1946 r. w dzielnicy odosobnienia dokonano kolejnej kontroli. Na czele komisji kontrolnej stał wiceprezydent miasta Bytom Żmija oraz przedstawiciel Polskiego Związku Zachodniego. W obozie w tym czasie przebywało 237 osób, w tym 14 osób posiadających II grupę Volkslisty. Ponownie podkreślono fakt, że nadal przebywają tam osoby, które po prostu nie mogły udokumentować swojej tożsamości i pochodzenia. Ludzie przebywający w tym miejscu mieli w najbliższym czasie wyjechać do Niemiec – albo samodzielnie, albo zorganizowanymi transportami. Obóz nadal posiadał pełną samowystarczalność, gdyż przebywające w nim osoby pracowały w różnych bytomskich zakładach pracy, w tym najwięcej na kopalni „Centrum”. Nikt z mieszkańców „dzielnicy odosobnienia” nie zgłaszał żadnych negatywnych uwag co do funkcjonowania obozu i osoby samego komendanta. Pod sprawozdaniem podpisany jest dr Skulicz.