Schron LSD Axentowicza
Na terenie kościelnym, nieopodal wejścia od strony Placu Rodła, znajduje się niepozorny pagórek, który kryje w sobie dość spory poniemiecki schron przeciwlotniczy typu LSD, prawdopodobnie wybudowany w 1943 lub 1944 r. Był przeznaczony dla pacjentów szpitalnych, jak i dla okolicznych mieszkańców. Obecnie nie ma do niego dostępu, gdyż obydwa wejścia są zasypane. W dniu 10 października 1940 r. Hitler ogłosił „program natychmiastowy Führera” (niem. Führer-Sofortprogramm), który zakładał budowę w niemieckich miastach „odpornych na bomby schronów”. Był to efekt pierwszych brytyjskich nalotów lotniczych na obszar Niemiec. Ich budową zajęła się Organizacja Todt (niem. Organisation Todt – OT). Po roku budując szereg podziemnych schronów wylano ogółem 3,4 mln m3 betonu. W 1942 r. nadal trwała budowa kolejnych obiektów. W maju 1943 r. ilość wylanego betonu sięgnęła 5,1 mln ton. W praktyce obowiązek budowy obiektów spadł na władze samorządowe. Wznoszenie schronów szło w bardzo wolnym tempie, gdyż ogromne ilości betonu pochłaniała budowa umocnień tzw. Wału Atlantyckiego. Do przyspieszenia tempa ich budowy doszło w 1944 r., gdy cały obszar Niemiec był bardzo mocno zagrożony alianckimi nalotami i z tego powodu wzrosło niezadowolenie niemieckiej ludności. Szacuje się, że w okresie II wojny światowej Niemcy wybudowali od 20 do 30 tys. różnego typu schronów przeciwlotniczych. Najczęściej budowano podziemne schrony przeciwlotnicze typu Luft-Schutz-Deckungsgraben (LSD). Tego typu schrony budowano jako zmodernizowaną wersję zwykłych rowów przeciwlotniczych. Ściany i stropy takiego schronu wzmacniano warstwą betonu lub elementami prefabrykowanymi, jak w przypadku obiektu przy ul. Woźniaka. Zadaniem tego schronu była ochrona ludności cywilnej na wypadek nalotu lotniczego, jak również osłona przed odłamkami lub falą uderzeniową. Bezpośrednie trafienie w obiekt zazwyczaj oznaczało śmierć przebywających tam osób. Schron przy ul. Woźniaka wykonano na zasadzie łamanego korytarza o długości około 70-80 m, z jednym wejściem głównym i drugim wyjściem ewakuacyjnym. Wewnątrz schronu znajdowały się odrębne sektory korytarza oddzielone od reszty drewnianymi drzwiami. W każdym z nich najprawdopodobniej znajdowały się drewniane ławki, a także prowizoryczne ubikacje umieszczone we wnękach. Na terenie Bytomia, zgodnie z zaleceniem Hitlera z 1940 r. wybudowano wiele podziemnych schronów przeciwlotniczych – zazwyczaj obiektów typu LSD. Różnią się one od siebie wielkością oraz materiałami użytymi do ich budowy. Oprócz tego podziemne schrony przeciwlotnicze powstały przy każdym zakładzie przemysłowym. W Bytomiu występują schrony o konstrukcji całkowicie ceglanej (schron na Placu Słonecznym w Miechowicach), schrony o konstrukcji całkowicie betonowej (schrony na Placu Akademickim) oraz schrony o konstrukcji mieszanej z użyciem betonowych prefabrykatów (schron przy ProFort Centrum w Bytomiu-Miechowicach, schron pomiędzy ul. Klonową i Grabową). Schrony powstały też przy budynkach użyteczności publicznej, w tym szczególnie przy szkołach. Czasami były to po prostu wzmocnione części piwnic, a czasami osobne obiekty. Pamiętać również należy, że zgodnie z zaleceniem ówczesnych władz w piwnicach poszczególnych kamienic mieszkalnych wykonywano przekucia, które pozwalały na bezpieczną i szybką ewakuację ludności cywilnej. Na budynkach białą farbą rysowano znaki informujące, że w danym budynku znajduje się schron przeciwlotniczy. Można się spodziewać, że schron był używany w 1944 r., gdy nad Bytomiem przelatywały duże formacje amerykańskich samolotów bombowych kierujących się w stronę Kędzierzyna i Zdzieszowic.
Motylek
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy wznoszono kościół Podwyższenia Krzyża Św., powstała zabudowa przy obecnej ul. Ligonia czy też Strzelców Bytomskich w stronę Kalide-Block. Wzniesiono budynki, które mają zamknięte wewnętrzne podwórko, do którego można się jedynie dostać przez bramę od strony ul. Axentowicza (ozdobioną datami 1933 i 1934) lub przez narożny wjazd od strony wlotu ul. Ligonia do Strzelców Bytomskich. To właśnie ten wjazd został przez architekta zaprojektowany dość fantazyjnie. Są to dwie boczne ściany kamienic, które zostały zlepione charakterystycznym łącznikiem. Boki kamienic są jednolicie otynkowane, a łącznik obłożono cegłą. Patrząc z daleka ma się złudzenie kształtu motyla. Biorąc pod uwagę fakt, że budynki od strony Strzelców Bytomskich, Ligonia i Axentowicza układają się w trójkąt, do którego można się dostać tylko jedną bramą od strony „motylka”, a drugą od strony Axentowicza, w 1945 r. mogły pełnić zupełnie inną funkcję. Stanowią doskonałe miejsce na założenie dobrze chronionego obszaru w centrum miasta. W 1945 r. budynki faktycznie zostały zajęte przez sowieckich żołnierzy, którzy w nich zamieszkali, a zamknięte podwórko traktowano jako chronioną bazę dla samochodów.
Fałata 16
Jednym z przedwojennych mieszkańców Kalide-Block był Erich Peter, który urodził się 26 stycznia 1901 r. w Berlinie. Erich od dziecka interesował się muzyką. Pobierał lekcje muzyki, komponował, grał na organach, śpiewał w chórach kościelnych, a nawet stworzył własną młodzieżową orkiestrę. W 1920 r. zaczął studiować muzykę w Berlinie. Jego nauczycielami byli Max Friedländer oraz Curt Sachs. W 1922 r. otrzymał posadę korepetytora i dyrygenta chóru w teatrze w Greifswald. Wkrótce został tam pierwszym dyrygentem orkiestry. Pracował tam do 1929 r. Wtedy przyjechał do Bytomia. Zamieszkał na Fałata 16 (niem. Dr.-Stephan-Strasse). Do naszego miasta ściągnął go Artur Illing, który od 1927 r. był dyrektorem bytomskiej Oberslesische Landestheater, czyli obecnej Opery Śląskiej. Illing szukał fachowców, gdyż pod jego kierownictwem bytomski teatr niesamowicie się rozwijał. Erich przyjął jego propozycję. Doskonale zapanował nad orkiestrą, chórem i zespołem. Jednocześnie zaczął promować górnośląskich kompozytorów. Pracując w bytomskim teatrze zaprezentował 67 oper, a także dzieła ok. 60 kompozytorów. Był głównym dyrygentem bytomskiego teatru. Erich nie cieszył się jednak zaufaniem nazistów. Co ciekawe, pomógł mu ówczesny burmistrz Bytomia, a jednocześnie kreisleiter NSDAP Walther Schmieding. Walther wiedział, że żona Ericha, Ilse, z domu Bery, miała żydowskie pochodzenie. Jednakże sam był wielkim miłośnikiem sztuki, więc nie chciał tracić doskonałego dyrygenta. Ukrył przed światem żydowskie pochodzenie jego małżonki, W 1937 r. orkiestra bytomskiego teatru połączyła się z zabrzańską, znacznie wzmacniając swój skład. W 1939 r. Erich został powołany do niemieckiego wojska, ale rok później już został zwolniony. Całkiem możliwe, że znowu pomógł mu w tym Schmieding. W 1940 r. otrzymał tytuł generalnego dyrektora muzycznego. Podczas wojny cały czas przebywał w Bytomiu. W myśl ówczesnego niemieckiego prawa był „Mischlingiem” czyli „mieszańcem”. W lecie 1944 r. w Bytomiu odbyły się ostatnie przedstawienia teatralne i koncerty. Erich został ponownie powołany do wojska. Wysłano go na front wschodni. Walczył do samego końca wojny. Na terenie Czech dostał się do sowieckiej niewoli, z której został zwolniony we wrześniu 1945 r. Opuścił wtedy Bytom i wyjechał do Berlina Zamieszkał we wschodniej strefie miasta. Szukał jakiejkolwiek pracy. Grał do przysłowiowego kotleta w restauracjach. W 1947 r. pracował jako dyrygent w Operze Państwowej (NRD), a później jako naczelny dyrygent w Niemieckiej Orkiestrze Symfonicznej przy berlińskiej rozgłośni radiowej. W 1949 r. został kierownikiem berlińskiej Wyższej Szkoły Muzycznej. W 1969 r. przeszedł na emeryturę. Pozwolono mu wtedy wyjechać do RFN. Zmarł tam w 1987 r. Jego adres Dr-Stephan-Strasse 16 (obecna ul. Fałata) widnieje w książce teleadresowej Bytomia z 1937 r.
Tablica Sienickiego
W nocy z 1 na 2 maja 1992 r., gdzieś ok. 3.00, sierż. Marek Sienicki (urodzony w 1967 r.) wraz z kierowcą radiowozu policjantem Zbigniewem Wierzbą, zauważyli osoby podejrzanie kręcące się przy jednym z samochodów. Sienicki kazał zatrzymać radiowóz i wysiadł z niego, żądając wylegitymowania się przez podejrzanych mężczyzn. Ci odpowiedzieli serią z pistoletu maszynowego, którym później okazał się pochodzący jeszcze z okresu II wojny światowej pistolet maszynowy typu PPS. Obydwaj policjanci zostali ranni. Najbardziej jednak przerażający był fakt, że jeden z przestępców spokojnie podszedł do leżącego na ziemi i ciężko rannego sierżanta Sienickiego i dobił go serią. Dość szybko ustalono sprawców tego ohydnego czynu. Jeden został aresztowany w Gliwicach, a drugiego złapano w Belgii i przewieziono do Polski. Okazało się, że przestępcy nie chcieli ukraść auta, a raczej przygotowywali się do włamania do jednego z mieszkań w Bytomiu. Dokładnie w tym momencie zostali zaskoczeni przez sierż. Marka Sienickiego. Okazało się również, że posiadana przez nich broń została ukradziona z zakładów „Omex” w Głuchołazach. Jeden z przestępców poszedł na współpracę z Policją i dostała tylko 15 lat więzienia (później skrócone do 13 lat), a drugiemu sąd wymierzył karę 25 lat pozbawienia wolności. Obecnie w miejscu, gdzie doszło do tego tragicznego wydarzenia (ul. P. Woźniaka 53/55) znajduje się tablica pamiątkowa upamiętniająca śmierć sierż. Sienickiego. Tragiczne wydarzenia rozegrały się na ulicy – dokładnie na wprost tablicy. Co roku pod ową tablicą bytomska Policja składa wiązankę kwiatów i wystawia wartę honorową. Nieco później „pareczek” przy ul. Kraszewskiego (dawne torowisko kolei ROUE) nazwano Aleją Marka Sienickiego. Pośmiertnie awansowano go na stopień starszego sierż. Pozostawił po sobie żonę i urodzonego rok wcześniej syna. Nie pochodził z Bytomia, a jednak w tym mieście oddał swoje życie… Film o tym wydarzeniu znajdziesz pod tym linkiem:
Męski Konwikt Biskupi
Konwikt Męski Księcia Biskupa (niem. Fürstbischöffliches Knaben-Konvict lub Beuthen-Neues Knabenkonvikt) był to rodzaj internatu dla uczniów uczęszczających do szkół katolickich w Bytomiu, głównie Gimnazjum Królewskiego, czyli obecnej Szkoły Muzycznej na rogu ulic Jagiellońskiej i Moniuszki. Konwikty cechowały się surową dyscypliną, koncentrując się na kształtowaniu charakterów wychowanków. Budynek był fundacją kościelną, gdyż został ufundowany przez ówczesnego księcia, biskupa wrocławskiego kardynała Georga Koppa. Być może miało to związek z jego wizytą w Bytomiu (1894), kiedy to na ul. Piekarskiej odwiedził burmistrza Georga Brüninga w jego prywatnym mieszkaniu. Bytomski budynek konwiktu żeńskiego od 1888 r. stał na obecnym Placu Sobieskiego, lecz został rozebrany na początku lat 20-tych XX wieku. Opiekowały się nim siostry boromeuszki. Stoi na skrzyżowaniu ulic Kraszewskiego (niem. Hakubastrasse) i Alei Legionów (niem. Breitestrasse). Został wybudowany w 1900 r., w okresie, gdy Cesarstwo Niemieckie budowało swoją międzynarodową potęgę, a jego architektem był Paul Jackisch. Budynek konwiktu męskiego został zaprojektowany i wzniesiony w ulubionym przez Jackischa stylu neogotyckim. Jest to budynek trójkondygnacyjny zbudowany na rzucie zbliżonym do litery E. Budynek jest dwunastoosiowy i posiada wysunięty środkowy ryzalit, a także dwa boczne ryzality. Cały jego wystrój zewnętrzny odwołuje się do epoki gotyku – ostre łuki otworów okiennych i drzwiowych, wielkie okna kaplicy (pierwotnie wyposażone w witraże), maswerki, a także trójkątny szczyt z fryzem arkadowym. Wysoki dach obiektu jest ozdobiony sygnaturką oraz licznymi lukarnami. Wnętrza obiektu też były urządzone w stylu neogotyckim. Na drugim piętrze znajdowała się wielka kaplica, w której jeszcze wiele lat po wojnie od czasu do czasu odprawiano nabożeństwa. Kaplica była z otwartą więźbą dachową czyli z prostymi krokwiami opartymi na zdobionych wspornikach. Obecnie pełni funkcję sali konferencyjnej. Klatka schodowa też posiada cechy neogotyckie. Od 1945 r. na parterze działało tu przedszkole. Na wyższych kondygnacjach było Pogotowie Opiekuńcze dla Dzieci. Później ulokowała się tam Poradnia Wychowawczo-Zawodowa, a jeszcze później Technikum Gastronomiczne. W 2003 r. w obiekcie zadomowiła się Polsko-Japońska Akademia Technik Komputerowych z siedzibą w Warszawie, która dokonała generalnego remontu i do dzisiaj jest użytkownikiem tego budynku. Tak czy inaczej obiekt jest wyremontowany, lecz dostęp do niego jest właściwie niemożliwy. Zabytkowe witraże z kaplicy zostały zdemontowane i przeniesione do kościoła św. Anny na ul. Chorzowskiej. To w tym budynku w 1945 r. zamieszkał urodzony w dniu 8 lutego 1903 roku w Bratkowicach koło Rzeszowa ksiądz Józef Stefański (ps. „Frer”, „Prus”, „Niezgoda”, „Burski”, „Tarcica” i „Szczepański”), kapelan Wojska Polskiego i Armii Krajowej w stopniu podpułkownika, podczas wojny więziony najpierw przez Niemców, a później przez Sowietów, odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari oraz Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami. W Bytomiu pracował jako nauczyciel religii w Liceum Męskim i w Średniej Szkole Górniczej, a także jako kapelan Hufców Polskich i wychowawca w Domu Sierot. Stefański przechowywał dokumenty związane z działalnością AK na Rzeszowszczyźnie – najprawdopodobniej w budynku konwiktu. UB-ecy przejęli dokumentację. W 1950 r. Stefański został aresztowany. Za rzekome antypaństwowe kazania i wrogą postawę wobec państwa socjalistycznego został skazany na 4 lata więzienia. Podczas przesłuchań był torturowany, co zrujnowało mu zdrowie. Stał się kaleką. W 1953 r. z przyczyn zdrowotnych zwolniono go z więzienia. Został wysłany do diecezji opolskiej, gdzie pracował w parafiach Szklary oraz Goślinowice. W 1960 r. został znowu skazany – tym razem na rok więzienia za budowę kaplicy, którą uznano za nielegalną. W 1976 r. został awansowany na stopień pułkownika, a w 1983 r. otrzymał godność papieskiego kapelana honorowego ości. Zmarł w 1985 r. w Goświnowicach i został pochowany w Nysie.
Zaginiona część miasta
Za obecnym budynkiem Domu Żałoby znajdowało się duże osiedle domów mieszkaniowych. Ich powstanie najprawdopodobniej było związane z funkcjonowaniem pobliskiej kopalni rud żelaza „Neuhof”. Być może były to nawet budynki zakładowe. Zostały wyburzone w latach 60-tych z powodu ogromnych szkód górniczych. Dokładnie naprzeciw wylotu ul. Odrzańskiej znajdował się bardzo duży budynek, który pełnił rolę schroniska dla rodzin eksmitowanych z mieszkań. Był prowadzony przez władze gminne, które w 1921 r. utworzyły Miejski Urząd Opieki Społecznej (niem. Städtisches Wohlfahrtsamt), który ulokował się w budynku dawnego szpitala garnizonowego przy obecnej ul. Chrobrego 13 (niem. Gräupnerstrasse). W ten sposób gmina objęła opieką osoby potrzebujące pomocy. Budynek schroniska przy ul. Dworskiej zniknął wraz z tamtejszą zabudową, choć podejrzewam, że mógł zostać dość mocno uszkodzony jeszcze w 1945 r. Ul. Dworska po II wojnie światowej przez krótki czas nosiła nazwę Radzionkowskiej. Znajdowała się tam również kopalnia nazywana „Nowym Dworem” (niem. „Neuhof-Grube”), po której dzisiaj nie ma już śladu. Nieco dalej znajdował się szyb „Rudolf”, a także majątek ziemski zwany „Nowym Dworem”. Stąd nazwa ulicy. Gdzieś po drodze znajdował się również budynek urzędu celnego, jak również rodzaj niewielkiego kąpieliska, a także zakład „Barbara-Werke”. Warto zaznaczyć, że kopalnia „Neuhof” rozpoczęła swoje wydobycie w 1881 r. a jej właścicielem był hrabia Henckel von Donnersmarck z Nakła Śląskiego. W 1885 r. uruchomiono przy niej płuczkę. W okresie 20-lecia międzywojennego cały ten obszar znacznie unowocześniono, gdyż płuczka została przebudowana na zakład flotacyjny, zbudowano kolejkę linową, która połączyła zakład flotacyjny z „Neuhof” z kopalnią „Fiedlersgluck” (obecny szyb „Bolko”), a w 1926 r. przy szybie „Rudolf” powstała huta cynku z nowoczesnymi piecami przewałowymi. W 1936 r. kopalnie „Neuhof”, „Neue Viktoria”, „Fieldersgluck” i „Wilhelmsgluck” połączono w jeden zakład wydobywczy (dyrekcja znajdowała się przy kopalni „Fiedlersgluck”). To nadało temu obszarowi charakteru nowoczesnego rejonu przemysłowego. Dzisiaj właściwie nie ma już po tym śladu. W okresie 1922-1939 w tym rejonie (nieco dalej w stronę torów kolejowych w Szarleju) znajdowała się polsko-niemiecka granica, a za nimi tzw. Kocie Górki (po polskiej stronie granicy), gdzie w latach 1932-1937 usypano piekarski Kopiec Wyzwolenia. Przejście graniczne znajdowało się na tzw. „Buchaczu” (nazwa pochodziła od starej kopalni „Buchatz”). Nieopodal znajdowała się stacja kolejowa Stary Szarlej, która stoi tam do dzisiaj. Nazwa tego miejsca jest bardzo stara i najprawdopodobniej pochodzi od dawnego właściciela tej ziemi, czyli niejakiego Buchacza.
Dom Żałoby Leichenhalle
W 1932 r. zaczęto myśleć o budowie nowego bytomskiego domu przedpogrzebowego „Leichenhalle”. Budowa takiego obiektu według projektu Hermanna Brücka była jak najbardziej zgodna z ówczesną linią polityczną i światopoglądową władz, gdyż obiekt miał być wielowyznaniowy (wręcz areligijny), a obok powstawał również cmentarz komunalny o takim samym charakterze. Pogrzebom próbowano odebrać religijny charakter, a nadać typowo obywatelski. W pewnym sensie można uznać funkcjonujący od 1934 r. bytomski Dom Pogrzebowy za relikt epoki narodowego socjalizmu. Oddano go do użytku w dniu 7 lutego 1934 r. W jego wyglądzie uwagę przykuwa wieża i główny budynek, wyraźnie nawiązujący w swojej architekturze do budowli sakralnych. Inne dzieła Hermanna Brücka to gmach obecnej Szkoły Podstawowej przy ulicy Pułaskiego (niem. Hans-Schemm-Schule) wybudowany w latach 1935-1936 (dawna Szkoła nr XV) i budynek obecnej Szkoły Podstawowej (niem. Herbert-Norkus-Schule) przy ulicy Tarnogórskiej (niem. Alter Tarnowitzer Weg) wybudowany w latach 1937-1938. Obydwie projekty były realizowane wespół z Albertem Stützem. Brück miał także swój udział w projektowaniu bytomskiego kąpieliska krytego (niem. „Hallenbad”) przy ulicy Wrocławskiej (niem. Hindenburgstrasse), który zaprojektował Albert Stütz.
Schron LSD Woźniaka
Na sporym podwórku pomiędzy ulicami Klonową i Grabową znajduje się porośnięte trawą wzniesienie, które tak naprawdę kryje pod sobą sporych rozmiarów schron przeciwlotniczy. Wybudowano go w latach II wojny światowej, a jego przeznaczeniem było ukrycie cywilnych mieszkańców tej części Bytomia – oczywiście na wypadek lotniczego bombardowania. Schron posiada dwa odrębne wejścia – jedno od ulicy Fałata, drugie od Woźniaka. Jego konstrukcja opiera się głównie na cegle. Jest dość spory. Ma sporo zakrętów i zaułków, ale tak naprawdę trudno się w nim zgubić. W dniu 10 października 1940 r. Hitler ogłosił „program natychmiastowy Führera” (niem. Führer-Sofortprogramm), który zakładał budowę w niemieckich miastach „odpornych na bomby schronów”. Był to efekt pierwszych brytyjskich nalotów lotniczych na obszar Niemiec. Ich budową zajęła się Organizacja Todt (niem. Organisation Todt – OT). Po roku budując szereg podziemnych schronów wylano ogółem 3,4 mln m3 betonu. W 1942 r. nadal trwała budowa kolejnych obiektów. W maju 1943 r. ilość wylanego betonu sięgnęła 5,1 mln ton. W praktyce obowiązek budowy obiektów spadł na władze samorządowe. Wznoszenie schronów szło w bardzo wolnym tempie, gdyż ogromne ilości betonu pochłaniała budowa umocnień tzw. Wału Atlantyckiego. Do przyspieszenia tempa ich budowy doszło w 1944 r., gdy cały obszar Niemiec był bardzo mocno zagrożony alianckimi nalotami i z tego powodu wzrosło niezadowolenie niemieckiej ludności. Szacuje się, że w okresie II wojny światowej Niemcy wybudowali od 20 do 30 tys. różnego typu schronów przeciwlotniczych. Najczęściej budowano podziemne schrony przeciwlotnicze typu Luft-Schutz-Deckungsgraben (LSD). Tego typu schrony budowano jako zmodernizowaną wersję zwykłych rowów przeciwlotniczych. Ściany i stropy takiego schronu wzmacniano warstwą betonu lub elementami prefabrykowanymi, jak w przypadku obiektu przy ul. Woźniaka. Zadaniem tego schronu była ochrona ludności cywilnej na wypadek nalotu lotniczego, jak również osłona przed odłamkami lub falą uderzeniową. Bezpośrednie trafienie w obiekt zazwyczaj oznaczało śmierć przebywających tam osób. Schron przy ul. Woźniaka wykonano na zasadzie łamanego korytarza o długości około 70-80 m, z jednym wejściem głównym i drugim wyjściem ewakuacyjnym. Wewnątrz schronu znajdowały się odrębne sektory korytarza oddzielone od reszty drewnianymi drzwiami. W każdym z nich najprawdopodobniej znajdowały się drewniane ławki, a także prowizoryczne ubikacje umieszczone we wnękach. Na terenie Bytomia, zgodnie z zaleceniem Hitlera z 1940 r. wybudowano wiele podziemnych schronów przeciwlotniczych – zazwyczaj obiektów typu LSD. Różnią się one od siebie wielkością oraz materiałami użytymi do ich budowy. Oprócz tego podziemne schrony przeciwlotnicze powstały przy każdym zakładzie przemysłowym. W Bytomiu występują schrony o konstrukcji całkowicie ceglanej (schron na Placu Słonecznym w Miechowicach), schrony o konstrukcji całkowicie betonowej (schrony na Placu Akademickim) oraz schrony o konstrukcji mieszanej z użyciem betonowych prefabrykatów (schron przy ProFort Centrum w Bytomiu-Miechowicach, schron pomiędzy ul. Klonową i Grabową). Schrony powstały też przy budynkach użyteczności publicznej, w tym szczególnie przy szkołach. Czasami były to po prostu wzmocnione części piwnic, a czasami osobne obiekty. Pamiętać również należy, że zgodnie z zaleceniem ówczesnych władz w piwnicach poszczególnych kamienic mieszkalnych wykonywano przekucia, które pozwalały na bezpieczną i szybką ewakuację ludności cywilnej. Na budynkach białą farbą rysowano znaki informujące, że w danym budynku znajduje się schron przeciwlotniczy. Schron zapewne był używany w 1944 r., gdy nad Bytomiem przelatywały duże formacje amerykańskich samolotów bombowych kierujące się na Kędzierzyn i Zdzieszowice.
Plac Rodła
Od strony wschodniej dawnego Szpitala Górniczego znajduje się Plac Rodła, dawny Plac Kardynała Koppa (niem. Kardinal-Kopp-Platz), czyli biskupa wrocławskiego kardynała Georga Koppa. Placem Rodła został nazwany w 1951 r. (wcześniej był to Plac Biskupa Władysława Bandurskiego). Powstał w czasie, gdy obok wznoszono Kalide-Block (lata 20-te XX w.). Od początku miał charakter placu zabaw i miejsca rekreacji. Pełnił też funkcję ozdobną.
Kalide-Block
Jest to duży kompleks budynków, który wśród mieszkańców Grossfeldu nazywano „U Francuzów”. Przed wojną nosił nazwę „Kalide-Block”. Po zakończeniu I wojny światowej ów teren był niezagospodarowany. Jednakże po wyznaczeniu polsko-niemieckiej granicy (1921) na tym obszarze zaczęto budować budynki mieszkalne i użytkowe. Osiedlały się tutaj niemieckie rodziny, które przyjeżdżały z polskiej strony granicy, gdyż nie chciały był obywatelami państwa polskiego (tzw. optanci). Dla nich zaprojektowano zupełnie nietypowy wielki blok mieszkalny, którego budowę rozpoczęto w 1926 r. Wtedy istniała tu ulica Kalidego (niem. Kalidestrasse), stąd nazwa całego bloku. Ulica Kalidego to obecna ulica Axentowicza. To właściwie nie był duży blok, tylko swoisty zespół budynków mieszkalnych, wzorowany na nowoczesnym wiedeńskim budownictwie mieszkaniowym. Kompleks budynków „Kalide-Block” ma zamkniętą formę, zawierającą w sobie wielki dziedziniec, do którego można się dostać przez cztery bramy. Każda z nich jest inna. Przy bramie zachodniej znajduje się miejsce, gdzie kiedyś był zainstalowany zegar ścienny. Ów kompleks zamyka się pomiędzy obecnymi ulicami Axentowicza, Fałata, Placem Rodła i ulicą Strzelców Bytomskich. Od strony każdej z tych ulic wygląda zupełnie inaczej. W „Kalide-Block” było 250 mieszkań. Każde z nich miało powierzchnię od 35 do 57 metrów kwadratowych. Nie były to więc luksusowe lokale mieszkalne. Całe osiedle było jednak w pełni samodzielne. Miało własną pralnię, gabinety lekarskie, przedszkole, plac zabaw, świetlicę, bibliotekę i liczne sklepy. Tak było po wojnie, ale zapewne tak było jeszcze w czasach „niemieckich”. Bytomskie osiedle „Kalide-Block” było budowane przez spółkę Deutsche Land-und Bau-GmbH Berlin. Po wojnie nikt nie mówił „Kalide-Block”. Ta nazwa zupełnie nie funkcjonowała. Pewnie w 1945 r. odeszła wraz z niemieckimi mieszkańcami tego miejsca. Ów kompleks budynków ma swoją smutną i tajemniczą wojenną historię. Faktem jest, że musiało się tam coś dziać, gdyż na niektórych ścianach budynków od strony wewnętrznego dziedzińca znajdują się spore ślady walk prowadzonych w styczniu 1945 r. (znikające we efekcie modernizacji poszczególnych budynków). Wygląda to na ślady eksplozji jakiegoś ładunku wybuchowego na dziedzińcu. W swojej książce „Dzieje Bytomia 1945-1990″ prof. J. Drabina podaje, że „Kalide-Block” stał się w 1945 r. straszliwym miejscem, które można uznać za swoiste getto stworzone przez pierwszego powojennego prezydenta Bytomia Piotra Miętkiewicza i starostę powiatowego dr-a dr Pawła Nantkę-Namirskiego. Faktycznie tak było. Na podstawie decyzji Miętkiewicza zgromadzono tam ok. 320 osób. Zazwyczaj były to kobiety i dzieci – jeszcze niezweryfikowani Niemcy. Dopóki tam przebywali, byli wysyłani do bezpłatnych robót. Miętkiewicz chciał ich ostatecznie wysiedlić z Bytomia i pewnie tak się stało. Ich mężowie w większości zginęli na wojnie bądź przebywali w alianckich bądź sowieckich obozach jenieckich. Wspominano, że przebywające tam kobiety były bite i poniżane, a nie raz gwałcone. Obozem zarządzał Zarząd Miejski w Bytomiu, a jego komendantem był Jan Zebrowski (Żebrowski). U Francuzów W okresie 20-lecia międzywojennego we Francji przebywało ponad 500 tys. emigrantów z Polski, w tym spora część osób pochodząca ze Śląska. To efekt dawnej emigracji zarobkowej. Pracowali w hutnictwie, w przemyśle budowlanym, włókienniczym oraz w rolnictwie. Po wojnie komunistyczny rząd polski postanowił sprowadzić ich do Polski. Nie tylko tych z Francji, ale również z Belgii. Miało to ogromny wydźwięk propagandowy. Wśród reemigrantów było wielu świetnie wykwalifikowanych specjalistów w różnych dziedzinach przemysłu. Polska po wojnie obejmowała właśnie ośrodki przemysłowe na Górnym i Dolnym Śląsku, z których byli wysiedlani fachowcy narodowości niemieckiej. Istniała konieczność szybkiego zastąpienia ich przez Polaków z Francji, którzy znakomicie się do tego nadawali. Ponadto wielu z nich należało do organizacji lewicowych czy wręcz Francuskiej Partii Komunistycznej. Zaraz po zakończeniu wojny podjęto rozmowy z władzami francuskimi. Francuzi patrzyli na ową ideę dość niechętnie, gdyż wyjazd tak wielu pracujących w najważniejszych branżach ich gospodarki pociągał za sobą groźbę ich destabilizacji, a nawet upadku. Jednakże nie można było ich zatrzymać siłą. Podpisano więc umowę międzypaństwową w dniu 20 lutego 1946 r., obowiązującą tylko przez rok. W dniu 28 listopada 1946 r. podpisano drugą umowę, a ostatnią w dniu 24 lutego 1948 r. Potem Francuzi nie chcieli już zawierać następnych umów, uznając reemigrację za zakończoną. Następne powroty chętni musieli organizować indywidualnie, na własny koszt. W latach 1946-1949 z Francji przyjechało ok. 70-80 tys. reemigrantów. Zamieszkali głównie na Dolnym i Górnym Śląsku, na Ziemiach Odzyskanych. Było im bardzo trudno przyzwyczaić się do życia w Polsce ze względu na różnice kulturowe, ogromne zniszczenie kraju, a także niesprzyjającą sytuację polityczną. Niektórzy po czasie powrócili do Francji. Większość pozostała jednak w Polsce, w większej czy mniejszej mierze zachowując osobiste więzi z Francją. Skupiska Polaków z Francji powstały w Katowicach, Bytomiu, Zabrzu, Bolesławcu, i we Wrocławiu. Największe, bo liczące około 20 tys. osób, powstało w Wałbrzychu. Tych, którzy zatrzymali się w Bytomiu, osiedlono właśnie w „Kalide-Block”. Dlatego przez wiele lat powojenni mieszkańcy Grossfeldu i całego Bytomia nazywali to miejsce „U Francuzów”. Dekoracja rzeźbiarska Kalide-Block Nad samą bramą północną znajdują się cztery niewielkie płaskorzeźby „ubrane” w formę rombu. Dwie z nich to motywy roślinne, a dwie pozostałe to znowu głowy. Jedna z nich przedstawią mężczyznę w średniowiecznym nakryciu głowy pozdrawiającego przechodnia rękę. Druga to również głowa mężczyzny w średniowiecznym nakryciu głowy z rodzajem łopatki w ręku. Być może chodzi o jakiegoś rzemieślnika (murarza?). Idąc dalej, w stronę Strzelców Bytomskich, znajdziemy trzy kolejne głowy nad wejściem do klatek schodowych. Pierwsza z nich to głowa kobiety, która w ręku trzyma sierp. Na głowie ma chustkę. Kolejna to głowa mężczyzny, który chyba trzyma w ręku górniczą lampkę, a na głowie ma rodzaj nakrycia ochronnego stosowany w latach 20-tych przez pracujących pod ziemią górników. Trzecia jest zupełnie inna – to głowa kobiety z bardzo staranną fryzurą (nieco antyczną), rodzaj artystycznej muzy. „Kalide-Block” od strony zachodniej (Strzelców Bytomskich) nie jest ozdobiony żadnymi rzeźbami. Kolejne pojawiają się od strony południowej (Axentowicza). Najpierw mamy trzy głowy nad wejściem do klatek schodowych. Pierwsza z nich to głowa kobiety z sierpem, druga to głowa górnika, a trzecia to głowa zakonnicy. Później mamy bramę południową. Nad nią znajdują się trzy płaskorzeźby. Pierwsza z nich przedstawia dwa ptaki (prawdopodobnie pelikany – samca i samicę?), druga to gniazdo i „drące” się w nim trzy pisklaki, a trzecia to piejący kogut. Kolejne trzy głowy nad wejściami do klatek schodowych. Pierwsza to głowa mnicha, druga to głowa muzy, a trzecia to postać górnika z młotem w ręku. Wszystkie głowy (oprócz głowy górnika z młotem) są powtórzeniem głów, które znajdują się na stronie północnej (Fałata). Od strony wschodniej (Plac Rodła) „Kalide-Block” nie posiada żadnych rzeźb. Głowy zakonnicy i mnicha mogą kojarzyć się z religią i sakralną sferą życia człowieka, ze skromnością i pobożnością. Głowy robotników i żniwiarki mogą kojarzyć się z codzienną, ciężką pracą. Głowa „muzy” to symbol rozwoju duchowego? Rzeźby „Sprzątaczki” i „Nocnego stróża” stanowią swoistych strażników tego miejsca. Płaskorzeźby na stronie południowej to dwa pelikany i pisklęta w gnieździe. Wizerunek pelikana karmiącego własną krwią młode symbolizował najwyższe poświęcenie, a w kontekście sakralnym był znakiem ofiary Jezusa. Zresztą motyw pelikana był często wykorzystywany jako główny motyw pieczęci i herbów miast. Tu jednak został zastosowany jako symbol świecki, a nie religijny. Natomiast piejący kogut to być może symbol nadejścia światła, zwiastujący początek dnia. Od czasów antycznych postać koguta oznaczała czujność i przezwyciężenie ciemności. Swoim pianiem kogut miał również odstraszać demony czy też złe moce. Obszar, w którym dało się dosłyszeć pianie koguta uważano za bezpieczny. Kogut piejący miał również zwiastować urodzaj. W sztuce antycznej kogut symbolizował walkę i waleczność. W średniowieczu był uważany za symbol nadziei i wiary. Natomiast płaskorzeźby znajdujące się nad bramą północną – motyw roślinny winogron może symbolizować bogactwo, pomoc bliźniemu, pełnie życia i nieśmiertelność, jak również rodzaj zaślubin. Gdyby jednak przyjąć kiść winogron jako symbol bogactwa, może mieć to uzupełnienie w płaskorzeźbie średniowiecznego mężczyzny, zadowolonego z własnego życia i wesoło pozdrawiającego ręką innych. Gdyby jednak uznać za symbol pomocy bliźniego, to uzupełnia się to z płaskorzeźbą średniowiecznego mężczyzny, prawdopodobnie murarza. Skoro były to mieszkania przeznaczone dla tzw. optantów (niemieckich emigrantów z polskiej strony granicy), to być może obiecywano im ciężką pracę, własne poświęcenie, ale jednocześnie bogactwo